Co wspólnego ma e-biznes i chomik?



Możesz zarabiać na wszystkich rodzajach plików (filmy, mp3, dokumenty, programy.) Kieruj innych użytkowników na strony serwisu lub na swojego chomika a otrzymasz wysoką prowizję od wykupionych przez nich usług dodatkowych (abonameny kont, ulepszanie kont, dodatkowy transfer.)


Generalnie prowizje przedstawiają się następująco:

30% za wszystkie usługi opłacone online przez Twoich klientów
15% za usługi opłacone sms-em

Program jest dwupoziomowy, czyli dostajesz również 10% od zarobków osób poleconych przez Ciebie


Zalety:

- możesz zarabiać na plikach innych użytkowników, nie musisz nawet wgrywać swoich (choć jest to opłacalne - za wgrywanie swoich plików dostajesz punkty, które możesz później wymienić na dodatkowe usługi)

- wielkość Twojego konta jest nieograniczona

- możesz ukrywać niektóre swoje foldery i zabezpieczać dodatkowym hasłem - to idealne miejsce na Twoje pliki, których nie powinieneś trzymać w swoim komputerze ;)

-wypłaty już od 50 zł i możesz współpracować jako osoba prywatna, na umowę-zlecenie lub jako firma jeśli masz działalność gospodarczą

- rejestrując się możesz się zapisać na darmowy kurs e-mailowy obsługi swojego chomika - polecam, jest bardzo przydatny i pozwoli Ci szybko poznać wszystkie opcje

Wady:

- jak dla mnie jeszcze za mało materiałów promocyjnych, ale ma być ich coraz więcej




dodajdo.com

Ku przestrodze: Oszukańcze oferty zarabiania w Internecie

15 tysięcy zł miesięcznie bez wychodzenia z domu???

W internecie aż roi się od ofert świetnie płatnej pracy, która nie wymaga żadnego wysiłku, wykształcenia czy wielkich umiejętności. Wystarczy komputer z dostępem do sieci i orientacja na sukces. Oba warunki spełniam, więc postanowiłem spróbować...

Zawsze fascynowały mnie opowieści o ludziach, którzy zaczynali od małej, garażowej firmy, a teraz są właścicielami wielkich koncernów, często znanych na całym świecie. Albo historia studenta, który wykupił domenę internetową z "miliondolarów" w nazwie i sprzedawał na niej reklamy - jeden piksel za jednego dolara. Pikseli było oczywiście milion, a że sprawą zainteresowały się media, Brytyjczyk w krótkim czasie sprzedał wszystko i zarobił okrągłą sumkę. Wkrótce pojawiły się dziesiątki polskich odpowiedników, ale większość z nich świeci pustkami. Internet to jednak miejsce niemal nieograniczonych możliwości. Gdzie więc ma zacząć zarabiać młody, wychowany na "pecetach" człowiek, jak nie w sieci? A "ofert" jest naprawdę masa: "Świetna kasa za ocenę stron w necie", "Oczekujemy poważnych zapytań od osób, które chcą zarobić poważne pieniądze siedząc w domu!", "15000 zł z Internetu? Ja też nie wierzyłem... zobacz!", "Praca w domu - marketing internetowy". Ufff, sami przyznajcie - kuszące, prawda?

15 tys. zł bez wysiłku

Wystarczy wpisać w wyszukiwarce "zarabianie w internecie" i wybrać jedną z tysięcy stron, poświęconych temu zagadnieniu. Często nie trzeba nawet szukać. Niemal każdy, kto ma nieco słabszy filtr antyspamowy na swojej skrzynce pocztowej, dostał już e-maila z propozycją dodatkowej pracy. Ja też dostałem i postanowiłem dorobić. W końcu 15 tys. zł miesięcznie piechotą nie chodzi. A tyle miałem zarobić za "10-15 godzin tygodniowo, według własnego rozkładu, bez marudzących przełożonych i wielkiego wysiłku!". Kto by nie chciał?

Komputer z internetem mam, więc powiedziałem sobie, że nawet jeśli poświęcę na to kilka godzin mniej, to średnią krajową dorobię na pewno. Zapisałem się do jednego z programów, który płaci za czytanie maili. Na początek miła niespodzianka: za sam zapis dostałem 10 groszy. Niby nic, ale fajnie się zaczęło, tym bardziej, że nie zajęło mi to więcej niż dwie minuty, a żadnego e-maila jeszcze nie przeczytałem. Taki bonus, mniejszy lub większy, to standard w firmach typu "get paid". Zazwyczaj zależy on od minimalnej kwoty, po której zgromadzeniu możemy zażądać wypłaty. Im większe minimum - tym większy bonus. Z reguły minimalna kwota to ok. 5 zł, ale zdarzają się takie firmy, które płacą dopiero od 35 zł lub takie, które nie mają żadnego minimum. Większość z nich nie przelewa jednak pieniędzy do polskich banków, ale płaci w systemie Pay Pal lub e-Gold. W "mojej" firmie minimum wynosiło ledwie 5 zł. Pomyślałem od razu, że będę sobie robił wypłatę codziennie. Na gazetę i pączka będzie jak znalazł. Według reklamy firma miała przysyłać e-maile o wartości od 1 do 5 groszy. Kilkadziesiąt dziennie. Do tego dochodziły zarobki za klikanie w bannery reklamowe i tzw. poleconych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to znaczy, ale założyłem, że piątaka dziennie wyciągnę bez większych problemów. Wprawdzie 5 zł to nie 15 tys. zł, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.

Tajemnica poleconych

Zacząłem bardzo ambitnie. Na początek wyklikałem wszystkie możliwe bannery. Tylko, że spora część z nich miała wartość 0,1 grosza (tak, tak: jedną dziesiątą grosza). Po kliknięciu w każdy z nich musiałem przebywać na stronie, która otworzyła się w nowym oknie 30 sekund. Co ciekawe większość z nich prowadziła do stron o niemal identycznej tematyce. Wszyscy zachwalali "surf, który płaci" (a co w tym dziwnego, że płaci? - zastanawiałem się w swojej naiwności), "nową firmę sprawdzonego admina", a najczęściej po prostu "polski hit". Po czwartym mailu przestałem już zwracać uwagę na treść i czekałem tylko na komunikat na górze ekranu, informujący, że premia została doliczona do mojego konta. Maili nie było kilkadziesiąt, zaledwie kilka, ale że było już po południu, byłem przekonany, że większość jest wysyłana rano. Następnego dnia wcale nie było jednak lepiej. Wciąż pełny zapału klikałem bannery po 0,1 grosza i zabrałem się za e-maile. Tylko, że ledwie niektóre z nich były warte 1 grosz, większość była po 0,5 grosza. Jeden plus, że nie musiałem czekać na ich zaliczenie 30 sekund, wystarczyło 20. Po dwóch dniach postanowiłem sprawdzić swoje zarobki. W całkiem profesjonalnym panelu administracyjnym odnalazłem odpowiednią zakładkę i moim oczom ukazało się konto, na którym zgromadziłem zawrotną kwotę 0,17 zł (słownie: siedemnaście groszy). Tego już było za wiele, przecież za sam zapis dostałem dziesięć! Zarobiłem więc tylko siedem groszy? To niemożliwe, pomyślałem, i od razu napisałem e-maila do obsługi serwisu z prośbą o wyjaśnienie pomyłki.

Odpowiedź nadeszła po dwóch dniach. Jak się później dowiedziałem, to w świecie "get paid" zadziwiająco szybko. Zazwyczaj administratorzy nie kwapią się z odpowiedzią na pytanie, a już wcale z wypłatą. W regulaminach większości firm jest zapis, że pieniądze są wypłacane w ciągu 30 lub nawet 60 dni od daty zgłoszenia wypłaty. Tylko nieliczni robią to na bieżąco. Administrator napisał: "Bardzo dziękuję za aktywne uczestnictwo w moim programie. Po sprawdzeniu Twojego konta, stwierdziłem, że wszystko jest OK. Stan zarobków zależy od Twojej aktywności, ale w dużej mierze także od aktywności poleconych. Zachęcam do zaproszenia innych do programu!" Dopiero wtedy zorientowałem się, że muszę załatwić poleconych. Jak to zrobić? Najprościej... wykupić w serwisie reklamę - mailing do 300, 500, lub nawet 2 tysięcy osób, które poinformuję o tej żyle złota i za każde kliknięcie osoby, która zapisze się do programu z mojego linka będę otrzymywał 20 proc. Jeśli ktoś z moich poleconych znajdzie kolejnego, dostanę jeszcze 10 proc. od jego kliknięcia. No tak, ale ja tu przecież miałem zarabiać, a nie wydawać (2-10 zł w zależności od ilości wysłanych maili). Tylko, że bez poleconych mogę wypłacić sobie moje 5 zł za około pół roku! Może zamieszczę banner na stronie internetowej? Tylko, że takich są tysiące... Rezygnuję, poszukam czegoś lepszego.

Łańcuszek św. Naiwnego

Następna oferta spadła mi jak z nieba. Znalazłem ją oczywiście w e-mailu reklamowym z poprzedniej firmy. Za tym sposobem stoi podobno najbogatszy inwestor na świecie Japończyk Roberto T. Kiyosaki. To milioner, autor książek o zarabianiu, który handlował kiedyś nieruchomościami. Nazwisko przyciąga, ale jeszcze bardziej nagłówek: "Wylej swojego szefa". To zdecydowało, że przeczytałem tego e-maila. System jest pozornie bardzo prosty, ale przecież zazwyczaj najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Wystarczy poświęcić 20-30 minut jednorazowo i czekać na mamonę, która sama trafi na konto. Aha, trzeba jeszcze zainwestować, ale tylko 5 zł. Nie trzeba niczego sprzedawać, z nikim rozmawiać, a nawet podpisywać umowy. Wystarczy przelać 5 zł na konto z podanej listy - najczęściej zawiera ona 5 numerów kont. Przelewasz więc pieniądze na konto nr 1. A potem? "Musisz zrobić kopię strony (tekstu na niej zawartego), później konto nr 1 skasuj, a na dole (na 5. miejscu) dopisz swoje konto przesuwając konta nr 2, 3, 4, 5 do przodu."

Po co? Wszystko można udowodnić za pomocą matematyki, liczby przecież nie kłamią. "Kiedy wyślesz swoje maile będziesz na 5 miejscu listy. Jak długo będziesz wysyłać tą wiadomość do ludzi, którzy będą zainteresowani programem, możesz spodziewać się, że średnio odpowie na nie 25% ludzi. Ale bądźmy bardziej pesymistyczni i dajmy na to, że tylko 12,5%, dla utrudnienia. Gdy wyślesz 40 maili do różnych osób, możesz spodziewać się że 5 z nich zrobi dokładnie to co Ty (12,5% z 40 = 5). Ale tym razem twój numer konta przesunie się na 4 pozycje. Wtenczas już będzie o tym programie wiedziało 200 osób (5 x 40). Z tych 200 ludzi, udzieli się 25 (12.5% z 200=25), więc dalsze 1 000 maili (25 x 40), podniosą Twój numer konta na 3 pozycje. Z tych 1 000 ludzi, możesz spodziewać się, że udzieli się 125 osób (12.5% z 1000=125), więc dalsze 5000 maili (125 x 40) podniesie Twoje konto na 2 pozycje w liście. A z tych 5 000 ludzi, możesz spodziewać się 625 osób, które się udzielą (12.5% z 5000=625), więc kolejne 25 000 osób (625x40) podniesie TWÓJ NUMER KONTA NA 1 POZYCJĘ!!! I teraz, z 25 000 ludzi, możesz spodziewać się, ze 3125 z nich odpowie (12.5% z 25 000=3 125). A w tym czasie to Ty będziesz na 1 miejscu!!! Więc dostaniesz: 15.625 złotych!!! (3125 x 5zł)."

Prawda, że proste? Tylko, że to zakazana w Polsce piramida finansowa, zwana też "łańcuszkiem św. Antoniego". Czy po tylu aferach ktoś się jeszcze u nas na takie rzeczy nabiera? Jak widać po liczbie oszukanych w całej Polsce przez firmę, która "płaciła" za reklamę na samochodach po uiszczeniu 2-3 tys. zł kaucji, chętnych na szybkie i łatwe pieniądze wciąż jest wielu. A policja jest bezradna, bo w tym przypadku żaden poszkodowany się do niej nie zgłasza. - Nawet jeśli nieliczni się na to nabierają, nie idą na policję czy do prokuratury, by poinformować o tym, że ktoś wyłudził 5 zł. Po pierwsze tekst jest tak napisany, że tylko od naszej dobrej woli zależy czy ową kwotę wpłacimy. A po drugie większość machnie na te 5 zł ręką. Dużo większym problemem są wyłudzenia danych i kodów bankowości internetowej, które niektórzy podają w odpowiedzi na e-maile, nawet te napisane z kuriozalnymi błędami ortograficznymi - mówi gdański policjant zajmujący się zwalczaniem przestępczości internetowej.

Oszuści psują rynek

Udało nam się dotrzeć do jednego z administratorów systemu "get paid", który zgodził się anonimowo uchylić rąbka tajemnicy tego biznesu. Według niego w większości systemów zarabiają niemal wyłącznie promotorzy, czyli ci, którzy polecają nowych użytkowników. Większość z nich ma swoje strony internetowe i bazę adresów e-mail, na które kierują reklamy. Nawet najlepsi nie zarabiają jednak więcej niż kilkaset złotych miesięcznie (z kilku, bądź kilkunastu programów łącznie).

- To trudny biznes, bo opiera się głównie na nastolatkach, dla których nawet 5 złotych to pokaźna i często pierwsza samodzielnie zarobiona kwota. Ich cechą jest to, że równie szybko się napalają i angażują, jak rezygnują. Z punktu widzenia administratora ma to dobre strony, bo ponad połowa uczestników rezygnuje przed uzbieraniem minimum i ich pieniądze wracają do firmy, ale z drugiej strony wciąż trzeba szukać nowych - mówi nam 25-latek, prowadzący dwie strony, które umożliwiają zarabianie w internecie. Mimo tego, nieliczne firmy potrafią się utrzymać, jednak nawet najlepsze nie przynoszą kokosów. Zarabiają nie tylko na niecierpliwości klikaczy, ale także na rozsyłaniu reklam, wykupionych przez uczestników lub reklam firm, które są jednak najmniejszym źródłem przychodów. Mało kto czyta bowiem e-maile reklamowe, większość uczestników programów po prostu czeka aż premia zostanie zaliczona, w tym samym czasie robiąc na komputerze inne rzeczy.

- Rynek najbardziej psują jednak łańcuszkowcy. Najczęściej wszystkie numery kont są jednego człowieka, więc wpisywanie swojego na dole nie ma najmniejszego sensu. Do tego większość banków nie przyjmie wpłaty, jeśli nie podamy choć podstawowych danych: imienia i nazwiska, więc nawet przy ogromnym szczęściu pieniędzy się na tym nie zarobi. A jak się już ktoś raz sparzy, to nigdy na podobny biznes nawet nie zerknie. I właśnie to sprawia, że nie rozwijamy się tak dynamicznie, jak niektóre zachodnie firmy, które mają po kilkadziesiąt tysięcy aktywnych uczestników. U nas 2-3 tysiące aktywnych to bardzo dużo. Dlatego w Europie Zachodniej można z tego żyć, a u nas najwyżej troszkę dorobić - kończy administrator.

autorem artykułu jest Michał Sielski, źródło: gazetapraca.pl


Jeśli rzeczywiście chcesz zarabiać dobre pieniądze w Internecie, zapraszam na stronę www.JakZarabiac.pl


dodajdo.com

1000 zł wypłacone! Wyniki konkursu

Miło mi poinformować że konkurs ze stron Pracujemy.eu i programypartnerskie.blogspot.com został rozstrzygnięty. Nagrodę główną 1000 zł wygrała Aleksandra Zielińska z Wrocławia. Nagroda już została przelana na konto zwyciężczyni. Serdecznie gratuluję!

A wkrótce dla zapisanych na newslettera:

Super bonus: e-book jak napisać sprzedający tekst na stronę internetową i... być może uruchomię kolejny konkurs.

Jeśli jeszcze się nie zapisałeś, zrób to teraz. Naprawdę warto i w każdej chwili możesz się wypisać.


dodajdo.com

Kto dostanie 1000 zł? Zakończenie konkursu

Maj już za nami a wraz z nim skończył się konkurs dla prenumeratorów newslettera ze strony www.pracujemy.eu Jeśli brałeś udział w konkursie i chcesz wiedzieć czy wygrałeś 1000 zł, wyślij mi maila na adres pawelw@pracujemy.eu i podaj w nim adresy mailowe osób, którym poleciłeś stronę www.pracujemy.eu. Jeśli z Twojego polecenia zapisało się najwięcej osób, otrzymasz główną nagrodę - 1000 zł. Poinformuję Cię o tym w oddzielnym mailu.

Wyniki konkursu zostaną ogłoszone w ciągu kilku najbliższych dni.


dodajdo.com

Jak zostać miliarderem - poradnik dla (t)opornych

autorem artykułu jest Kira F.

Jaki procent czytelników popularnych książek motywacyjnych faktycznie osiąga sukces finansowy? Odpowiedź jest prosta i banalna - ale poczekamy z nią do końca tego tekstu. Najpierw historyjka...

W maju 2006r. telewizja ABC zaprosiła do nowego programu trzy osoby, którym wręczono po 1.000$. Gotówkę tą mieli oni przez 20 dni inwestować zgodnie z radami Roberta Kiyosakiego - a wszystko, co przez ten czas zarobią, miało stać się ich własnością.

Najkrócej więc mówiąc, był to po prostu test porad inwestycyjnych RK.

Wszyscy uczestnicy programu stracili całe 1.000$, a jedna z pań również prywatny 1.000$, który dołożyła w trakcie trwania programu do rozwinięcia swojego biznesu. Wszyscy również zgodnie uznali, że rady Kiyosakiego nic im kompletnie w praktyce nie dały, ponieważ nie operuje on żadnymi konkretami.

Sam Kiyosaki natomiast podsumował sprawę stwierdzając, że uczestnicy nauczyli się jak to jest przegrywać - i że jest to dla nich cenna nauczka na przyszłość, z której powinni wyciągnąć wnioski: "They learned to fail. They also learned that desire is 99 percent of the process."

Najwyraźniej więc najsłynniejszy inwestor świata, czytany z zapartym tchem przez miliony chcących dorobić się fortuny osób, poniósł spektakularną porażkę na oczach olbrzymiej ilości widzów stacji ABC. Wydawać się może, że takie wydarzenie powinno zakończyć lub przynajmniej solidnie przystopować popularność prowadzonych przez niego szkoleń i sprzedaży książek.

Nic z tego. Filozofia Kiyosakiego, sprzedawana nadal w miliardach egzemplarzy, ma się dobrze. Zadziwiająco dobrze. Wręcz coraz lepiej.

Dlaczego?

Zacznijmy może od... Wikipedii. Otóż o ile w polskiej jej wersji RK skatalogowany został jako ekonomista, to w angielskiej określono go już jako "financial writer", "business writer", "finance and investment writer", "motivational writer" - czyli, jakby nie było, po prostu pisarza. Różnica jest więc zasadnicza, bo jednak osoba pisząca o inwestowaniu niekoniecznie jest również skutecznym inwestorem.

Skąd ta różnica? W USA, kolebce filozofii RK, bardzo popularne jest "dogrzebywanie się" do prywatnych szczegółów życia znanych osób. Tak samo było z RK. W efekcie wyszło na jaw kilka różnych spraw, z których dwie najważniejsze to:

- Bogaty Ojciec nigdy nie istniał. W sugerowanym przez RK okresie nie udało się znaleźć i dopasować do nawet tak szczątkowej biografii jaka wynika z książek, żadnego Hawajskiego milionera. Bogaty Ojciec był więc fikcją literacką, a co za tym idzie - "jego" porady były li tylko wytworem wyobraźni Kiyosakiego.

- Fikcją okazała się również sama historia RK. Pierwsze rzeczywiście większe pieniądze, jakie zarobił, związane były ściśle właśnie z cyklem książek i prelekcji na temat inwestowania i prowadzenia biznesu. I to z nich właśnie wzięło się bogactwo RK, później dopiero, mając już pieniądze, zaczął cokolwiek z nimi robić w praktyce. Ze skutkiem różnym, należałoby dodać.

Zainteresowanych szczegółami odsyłam w tym momencie do Google i amerykańskich źródeł, ponieważ ten tekst nie ma w założeniu skupiać się na grzebaniu w życiowych perypetiach Roberta Kiyosakiego. Informacje są łatwo dostępne, bez trudu poradzicie sobie z ich znalezieniem.


Ja natomiast pozwolę sobie przejść do meritum:

Jak brzmi odpowiedź na pytanie zadane na początku? Jaki procent czytelników popularnych książek motywacyjnych faktycznie osiąga sukces finansowy?

Odpowiedź jest tyleż prosta, co zaskakująca: skuteczni biznesmeni oraz inwestorzy, którzy sukces osiągnęli po przeczytaniu "poradników zarabiania" stanowią poniżej 5% wszystkich czytelników. Czyli, jakby nie patrzeć, jest to liczba całkowicie porównywalna z odsetkiem biznesmenów i inwestorów, którzy poradników nie studiowali.

W tym momencie nasuwa się dość oczywiste pytanie: to po co czytać?

Odpowiedź faktyczna brzmi: aby ich autorzy zarabiali. Proste, nie?

Ale jest też inna odpowiedź: czytać, żeby poznać kilka różnych punktów widzenia na tą samą sprawę - skutecznego zarabiania pieniędzy.

Najczęściej popełnianym natomiast błędem jest tworzenie swoistego kultu wokół autorów tego typu książek. Szanowni Państwo, oni nie piszą po to, żebyście wy byli bogaci. Oni piszą po to, żebyście kupowali ich publikacje i żeby to ich stan konta się powiększał. Jest to najprostsza, najbardziej powszechna, i najbardziej ignorowana zasada prowadzenia biznesu - dowolnego biznesu, także motywacyjnego.

Kroki do uzyskania niezależności finansowej są tak naprawdę bardzo proste, zawsze działające i kompletnie bez związku z ilością przeczytanych książek motywacyjnych - bo te poradniki są właśnie publikacjami motywacyjnymi, nie zaś kursami "w 14 dni do miliona". Tam nie ma praktycznych porad, konkretnych wskazówek, rzeczowych wytycznych. One są po to tylko, żebyście doszli do wniosku "hm. to może ja też potrafię?". I dopóki tak są traktowane, stanowią rewelacyjną podstawę do zmiany swojego nastawienia do finansów.

Każde wypaczenie tego obrazu natomiast kończy się wpadnięciem w zaklęty krąg "motywowania się do motywowania się". Kupuje się wtedy kolejne sterty książek motywacyjnych, zaniedbując natomiast zrobienie czegokolwiek z tą motywacją - wydajesz pieniądze w celu upewnienia się że faktycznie możesz, ale pozostajesz li tylko z tą świadomością. Mogę. Świetnie że mogę. To mi wystarczy, testować na razie nie muszę - jeszcze sprawdzę czy kolejna książka upewni mnie że rzeczywiście mogę. A później kolejna. I kolejna.


Kroki, o których była kawałek wyżej mowa, są banalnie proste:

1. Decyzja: tak, chcę coś w swoim życiu zmienić.

2. Pomysł: jak chcę, żeby to życie wyglądało?

3. Motywacja: owszem, jestem w stanie to zrobić!

4. Przygotowania: zdobycie koniecznej wiedzy i środków, przygotowanie biznesplanu.

5. Działanie: start - i wykonywanie kolejnych punktów planu.

6. Rozwój: co jeszcze mogę zrobić? jak się rozwijać?

Książki motywacyjne przydadzą się w punktach 1 i 3. Punkt 2 wymaga wyłącznie własnej inicjatywy i przemyśleń, natomiast 4-6 - rzetelnej wiedzy i konkretnych informacji, których w poradnikach niemal nigdy nie ma.

Najważniejszy natomiast jest właśnie punkt 2, ten, który nie wymaga w sumie kompletnie niczego poza ubraniem w słowa swojej wizji siebie za kilka lat. Cel jest najistotniejszy, bo to od niego zależą środki i metody, a więc także odpowiednia motywacja, konkretna wiedza, dokładny plan.

Przykładowo:

Jeżeli chcesz za 5 lat mieszkać we własnym dużym domu z kortem tenisowym i basenem, potrzebujesz w ciągu tego okresu czasu uzyskać ok. 5.000.000zł. Nie jest to wykonalne na etacie, jeśli aktualne twoje zarobki to jakieś 3.000zl. Nie dasz też prawdopodobnie rady uzyskać odpowiedniej zdolności kredytowej i później spłacać jednocześnie pożyczkę oraz utrzymywać dom.

Musisz więc szukać takiej metody, która realnie da ci możliwość zdobycia tej kwoty w założonym czasie. I tu jest właśnie miejsce na pomysł.

Przykład obrazuje też coś jeszcze, naczelną zasadę jakiegokolwiek działania: jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz bardzo dokładnie wiedzieć co to jest. Samo "chcę być bogaty" nie wystarczy - a do tego właśnie mobilizują poradniki. I dobrze że mobilizują; tyle, że stać się bogatym to także odpowiedzieć sobie na masę dodatkowych pytań:

- co oznacza dla mnie "bogaty" - miliardy $ czy tysiące PLN miesięcznie?

- jak chcę żyć - na jakim poziomie, co robić zawodowo i prywatnie?

- co mnie pasjonuje - w co jestem w stanie się całkowicie zaangażować?

- co potrafię - na czym mogę zacząć zarabiać?

- jaki jest obecnie mój docelowy stan finansów - konkretne kwoty?

- w jakim czasie zamierzam je zdobyć?

- ...i wiele, wiele innych...

A na zakończenie...

Oczywiście, że istnieją ludzie, zajmujący się konkretnym doradzaniem innym, w jaki sposób inwestować pieniądze i prowadzić biznes.

Oczywiście, że oni nie zajmują się wydawaniem książek, a prowadzeniem wykładów tylko sporadycznie i nie dla wszystkich.

Oczywiście, jest tak dlatego, że ci ludzie doskonale wiedzą: nie ma recept uniwersalnych, metod zawsze skutecznych. Wszystko zależy od konkretnego człowieka znajdującego się w konkretnej sytuacji i dysponującego konkretnymi środkami.

Motywować się? Oczywiście! Ale do działania, nie do dalszego motywowania się.

Jeżeli od roku czytasz poradniki, a twój stan konta nie rośnie i w twoim życiu (faktycznym, nie umysłowym czy emocjonalnym) nie nastąpiły żadne konkretne zmiany - to znaczy że czas najwyższy odstawić poradniki i wziąć się za czytanie rzetelnych opracowań wybranego tematu.
-
Autorka: Kira® - Cyber-Girl.NET
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


dodajdo.com

Ile chcesz zarabiać na Bet-at-home?

Miło mi poinformować że Gambling Affiliation nawiązał współpracę z austriackim bukmacherem Bet-at-home. Oznacza to że możesz również zarabiać na produktach tej firmy. Ile? Otrzymasz 45 Euro za każdego pozyskanego gracza, który dokona depozytu. Ta kampania jest dostępna w 5 językach: polskim, włoskim, hiszpańskim, niemieckim i angielskim.
Jeśli jeszcze nie jesteś uczestnikiem tego programu partnerskiego, zapraszam do rejestracji.


dodajdo.com